Myshaq
Administrator
Dołączył: 14 Cze 2007 Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 6:22, 16 Cze 2007 Temat postu: Humor i inne powody do śmiechu lub płaczu |
|
|
za pl.list.serv.chomor-l
Ja miałam kiedyś w domu "Rydzyka"... Do końca życia tej poczwary nie zapomnę...:-)
Naturalnie nie chodzi mi o ojca dyrektora, wszak do tego zjawiska nie marnowałabym prądu, tylko o kota o tym imieniu...
Piszę to w szczególności, żeby przestrzec przed dawaniem kotu takiego imienia, aczkolwiek zemści sie to z pewnością na właścicielu...
Może od początku:
Rydzyk jest ślicznym rudzielcem w cętki, śliczna mordeczka i straszny żarłok. Dostałam go na własne życzenie. Jego krewną jest 7 letnia Kiszka, która mieszka ze mną i jest najukochańszą kiciunią na świecie. Imieę"rydzyk" nie pochodzi wbrew pozorom od szefunia radia z twarzą, tylko zostało nadane na zasadzie - rudy>rydz>mały>rydzyk...
Niby wydawało się że kocisko kumate i kuwetowe sie stanie, tym bardziej że Kiszkę obserwowało, a nawet wcześniej podobno z kuwetą do czynienia miało... Jednak okazało się, że wszelkie metody nauczania nie poskutkowały... Upodobał sobie do sikania fotel i kanapę, do robienia kupy wykładzinę i choćby tona żwirku obok stała czy nawet w miejscu
"przestępstwa" zupełnie nic to nie dawało. Zakupiłam środek zapachowy w sprayu mający zniechęcać i odstraszać koty, ale skończyło sie to tym, ze znajdował sobie inny fotel, inny kawałek wykładziny, czy chociażby jakąś poduszkę, byle nie żwirek, czy nawet piasek. Jak znalazł sie na balkonie
gdzie jest 14 skrzynek z ziemią po kwiatach, walił kupę na środek balkonu... Daje słowo, zrobiłam już wszystko, przeczytałam archiwa grupy 'zwierzaki' i pytałam wszystkich mądrych tego świata, ale niczyje rady nie poskutkowały....
W końcu nadszedł dzień, kiedy cierpliwość moja sie wyczerpała...Po kolejnej kupie na fotelu Rydzyk niczym jak "z pamiętnika tresera" miał wymazaną 'tym' gębę i wyleciał z hukiem na balkon. Po jakimś czasie zaczęłam sie niepokoić, ze nic sie do chaty nie dobija... Wychodzę na balkon, a Rydzyka ani śladu!!! Dostałam schizmy. Poczułam sie jak
straszna świnia, bo pomyślałam, że zwierzak wypadł z 4 pietra. Dzieciska go szukały pod blokasem, po piwnicach i gdzie sie dało... Az tu nagle.... Miauczenie na balkonie... Wychodze patrze - jest bestia! Ale skąd sie wzięła???? Przeca nie było!!! Ucieszyłam sie jak głupia, wygłosiłam mowę o tym jaki to zwierzak biedny i głodny pewnie, a tu patrze - Rydzyk ma brzuch wypchany niczym torba Rosjanek z bazaru i
chodzi zamiatając nim po podłodze.... Okazało się, ze paskuda obrobiła z żarcia wszystkie balkony!!! Było to dzień przed wigilią, ludziska najspokojniej w świecie wynosiły na balkon jedzonko przygotowane na święta, bo do głowy im nie przyszło, ze zjawi sie latający kot! Skąd się wzięła u niego ta pazerność? Analogia jaka przez to imię, czy cóś? I jeszcze olewał i srał na wszystko.... Przypadek?
Teraz Rydzyk jest na zesłaniu, bo do chaty normalnej sie nie nadaje niestety. Mieszka niby w dużym domu z dużym podwórkiem na wiosce, ale ma dostęp co najwyżej na werandę, ...czego i wszystkim rydzykom życzę...
ps.
Za to kotka z którą mieszkam bardzo mnie słucha!
Mówię do niej "rób co chcesz" i ona robi !!
Mówię do niej "chodź albo nie" i przychodzi albo nie!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|